- Pieprzony bajkopisarz. Typowy książkowy typ narcyza!
- Czekaj, czy to nie miała być historia…
- … jak z filmu, ale on to popsuł, rozumiesz? Adorował mnie jak ksiądz hostię w boże ciało. Możesz wyjaśnić dlaczego go tutaj nie ma? Dlaczego nie przyjechał? Czy wiesz, że prawie udławiłam się żurawiną, taką mrożoną, nie suszoną, i pomyśl, kto by mnie uratował?
- Wyluzuj, może…
- Co może? Usprawiedliwiasz go? Podaj proszę ważny powód.
- Może szuka srebrnej monety z Robin Hoodem? Albo musiał gdzieś przywiązywać się do drzewa? Łańcuchem, takim grubym, z dużymi ogniwami?
- Piłaś? Może dobrze, że go nie ma. I dobrze, że zjadłam tą żurawinę, przynajmniej nie jestem głodna i nie będzie musiał karmić mnie kłamstwami. Może przestanę żyć w krzywym zwierciadle. Może dobrze, w tej chwili doświadczam gorzkiej prawdy. Złamało mi to serce, wiesz? Ale naprawiło oczy.
- Może stoi na starym dworcu kolejki wąskotorowej, bo pomylił perony? Może chociaż godziny? Albo jest w szpitalu? Pomylił pewnie jakiś napój z nawozem do kwiatów doniczkowych, albo barwnikiem do pisanek. Może walczą teraz o jego życie…
- Ty tak serio? To już dwadzieścia godzin… to tyle, co…
- … tyle ile trwała najdłuższa partia szachowa w Belgradzie. Składała się z dwustu sześćdziesięciu dziewięciu posunięć, a jakie będzie kolejne twoje?
- Nie wiem. Może znajdę inny sposób do przejścia na drugą stronę lustra?
- Pijąc odżywcze kakao? Może uzdrowisz sobie jeszcze duszę, grając na patelni i zmiotce? Albo zrobisz napar z mleczy? Poczytasz o kryptowalutach? Może weźmiesz udział w konkursie piosenki wojskowej w Międzywodziu? Puzzle ułożysz?
- Puzzle! Jezioro Como, tysiąc elementów, pojedyncze kawałki kartonu, pasujące do siebie jak on i ja…
- Taaa, albo literaki, na kurniku, pamiętasz? Dostawałaś bonus za trudne słowa.
- Como… Rozmarzyłam się. Mówił kiedyś, że mógłby tam zamieszkać. Może wyjechał, może zapomniał wyłączyć trybu samolotowego? Może skończył mu się zagraniczny pakiet internetowy? Czy istnieją jeszcze kafejki internetowe? Punkt ujemny złapany, gdybym tylko wiedziała, że to wszystko jest takie ulotne.
- Można teraz bezpiecznie wyłączyć komputer…
- Co?
- Nic, mów w robocie jestem. Burza…
- Jak go poznałam też była burza. I padało. I wszędzie podawali informację o podtopieniach, a on zapytał mnie, czy widziałam film LŚNIENIE Stanleya Kubricka. Mówił, że tacy ludzie jak my po prostu lśnią, i jakoś się przyciągamy. Podziwiałam jego komiksy, w twardych oprawach, klasyka gatunku. Nigdy nie lubił czekać, dlaczego mnie do tego zmusza? Każdego roku dwudziestego dziewiątego grudnia pisał list do świętego Mikołaja, żeby być pierwszym na kolejny rok i zgarnąć najlepsze prezenty. Na liście zawsze znajdowały się jego ulubione cukierki, pamiętasz. Werther’s Oryginal.
- Tyle pamiętasz, a nie pamiętasz, jak cię ostrzegałam na samym początku? Pamiętasz co wtedy mówił o kobietach?
-… że z doświadczenia wie, że nowa kobieta ma te same wady co stara, plus swoje nowe.
- Skupianie się na czyichś wadach to trochę oznaka egocentryzmu, wiesz? Szukasz minusów zaklinając rzeczywistość. Jeśli się czegoś nie ma, łatwiej wypierać to, że fajnie byłoby to mieć, niż mieć świadomość braku.
- Jeśli się jeszcze kiedyś znowu spotkamy to wgram mu bardziej pozytywne oprogramowanie. Myślisz, że się jeszcze kiedyś zobaczymy?
- Nie wiadomo jak zima będzie ciężka. Możemy przecież zamarznąć.
- Dzięki za nieocenione wsparcie…
- Już czytałam dziś, że ma być zima stulecia. Może jak uda wam się przetrwać zimę, to spotkacie się na wiosnę? Dziś kupiłam sobie rybki, są agresywne i krwiożercze, pozagryzałybyście się, tak myślę. Może dokupię jeszcze żabę rogatą? Natura jest taka piękna…
- Czuję, że urządzasz sobie ze mnie kpiny…
- Ja? Ja więcej widzę i staram się wyrwać cię z tego matrixa, ale to ciągła walka.
- Jest czwartek, trzydziesty pierwszy sierpnia. Do końca roku pozostało osiemdziesiąt cztery dni roboczych oraz trzydzieści dziewięć dni wolnych od pracy. Słońce zajdzie o dziewiętnastej dwadzieścia osiem, imieniny obchodzą Świętosław i Ramona…
- Osiemdziesiąt cztery dni to dużo.
- Możemy się więc jeszcze zobaczyć przynajmniej kilkanaście razy. I wieszać razem firanki, kupować buty, i wybierać na targu pomidory, i huśtać się na huśtawce i śmiać, jeść zakazany owoc, podziwiać zagrożone gatunki, szukać wiatru w polu…
- Nie możemy…
- Dzięki za nieocenione wsparcie…
- Już czytałam dziś, że ma być zima stulecia. Może jak uda wam się przetrwać zimę, to spotkacie się na wiosnę? Dziś kupiłam sobie rybki, są agresywne i krwiożercze, pozagryzałybyście się, tak myślę. Może dokupię jeszcze żabę rogatą? Natura jest taka piękna…
- Czuję, że urządzasz sobie ze mnie kpiny…
- Ja? Ja więcej widzę i staram się wyrwać cię z tego matrixa, ale to ciągła walka.
- Jest czwartek, trzydziesty pierwszy sierpnia. Do końca roku pozostało osiemdziesiąt cztery dni roboczych oraz trzydzieści dziewięć dni wolnych od pracy. Słońce zajdzie o dziewiętnastej dwadzieścia osiem, imieniny obchodzą Świętosław i Ramona…
- Osiemdziesiąt cztery dni to dużo.
- Możemy się więc jeszcze zobaczyć przynajmniej kilkanaście razy. I wieszać razem firanki, kupować buty, i wybierać na targu pomidory, i huśtać się na huśtawce i śmiać, jeść zakazany owoc, podziwiać zagrożone gatunki, szukać wiatru w polu…
- Nie możemy…
- Halo?
- Halo, to ja...
- Halo? Ty? To ty Ben? Jesteście razem? Halo...