Raz na zachód raz na wschód... czyli co dalej z blogiem?
- 17:22:00
- By głupie serce
- 0 Odpowiedzi
Pisanie kiedyś.
Zazwyczaj w pomiętym prześcieradle, niezależnie od pory dnia i roku, z notorycznie uchylonym oknem. Z cichym i pełnym wyrzutów, przepraszam, oddzwonię, bo teraz piszę. Z głośną muzyką z jednego tylko działającego przeważnie głośnika. Telewizorem włączonym bez dźwięku, przy którym sporadycznie zdarza się usypiać. Bombonierką pełną trufli i michałków, szelestem papierków upadających po cichu na podłogę. Słoikiem nutelli. Kubkiem herbaty albo wody. Ekscytacją i strachem przed kliknięciem przycisku opublikuj. Dumą lub rozczarowaniem. Podglądaniem, nanoszeniem poprawek, oczekiwaniem. Łechtaniem ego, zaangażowaniem.
Pisanie dzisiaj.
Leżę pod puchatym kocem. Włączam sobie wiatrak bo mi za ciepło i piję gorącą herbatę. Wszystko jest tak mało logiczne, jak ja sama. Od kilku tygodni na blogu między starymi wpisami nie hula nawet wiatr, jest tylko wielka cisza. Cisza przerywana moimi próbami siadania przed pustym arkuszem i napisania czegokolwiek. Klawiatura parzy mnie w dłonie, zdania zmazywane są płynnym wciśnięciem backspace. Czuję jakby ktoś wyrwał mi jakiś element, jakbym się zwyczajnie zepsuła.
Nie wiem właściwie od czego zacząć. Od przywitania? Od pożegnania?
Bo może czas zwinąć się stąd, schować wszystkie notesy, skasować robocze notatki, przestać obserwować ludzi, słuchać przypadkowych rozmów, łapać we wszystkim inspirację.
Bzdura.
Przecież od dawna nic nie zapisuję. Łapię myśli w głowie, pozwalam im zatoczyć krąg i daję ujście, nie popycham ich nigdzie dalej.
Może to koniec mocy twórczej. Jakieś wypalenie. Może ognisko z ostatnią iskrą, która zgaśnie po cichu albo obudzi się do życia i zacznie na nowo tworzyć żar wraz z mocniejszym podmuchem?
Może skończyła się jakaś moja droga? Może wjechałam w ślepą uliczkę, zabłądziłam w jej korytarzach.
To nie fair wobec Was tak zniknąć bez słowa. Czasem falowo kilkoro z Was tu na nowo przychodzi. Na jakiś stary tekst, na jakąś historyjkę z mojego gapiostwa. Przychodzicie i nie zastajecie nic, oprócz ciszy. To tak jakbym wpuszczała gości pod moją nieobecność do własnego domu. Tak jakbym nie potrafiła Was ugościć właściwie.
To nie jest tak, że mi się już nie chce. Cholernie tęsknię za pisaniem. Chcę wrócić do was, do siebie, ale nie potrafię. Oddalam od siebie non stop dzień, w którym podejmę kolejną próbę. Zwalam wszystko na totalny brak czasu. Wypieram rzeczywistość i lęk przed rozstaniem z miejscem które od podstaw budowałam.
Mieliście kiedyś taki sen, że próbujecie wstać, pójść, dobiec ale coś Wam na to nie pozwala?
To tak jest mniej więcej z tym moim pisaniem.
Powód?
Nie znam powodu. Doszukuję się go i nic mądrego mi do głowy nie przychodzi. Może jest on prozaicznie banalny? Może ja aktualnie na to całe pisanie o głupich sercach jestem zbyt bardzo szczęśliwa?
A może jest taki, że uciekłam z internetu. Nie, że tak zupełnie i całkowicie, ale bardzo ograniczyłam czas przeglądania się w cudzych życiach. Zaczęło mnie to nagminnie irytować. To taka trochę hipokryzja oczekiwać od Was feedbacku kiedy sama go unikam.
Jak to w każdym kryzysie bywa zazwyczaj następuje przełom.
I tak oto pomyślałam sobie, że może wrócę w krótkich instagramowo/messengerowych relacjach. Może tam do Was raz po raz, mniej lub bardziej regularnie popiszę, podzielę się czymś, pogadam, doradzę, wygadam, rozbawię.
A po przełomie nadeszła konsternacja.
Bang.
Blokada.
Jakie mam prawo Wam doradzać, ewentualnie się wymądrzać? Czy ktoś chce wiedzieć co u mnie, słuchać co mam do powiedzenia, podglądać moje pełne sprzeczności życie, zdać moje zdanie nie na każdy temat, umówić się ze mną na kawę, której nie pijam?
Kiedy to ja potykam się na prostej drodze, tłukę co popadnie, wszystko mi się psuje, wybieram najgorsze promocje, naiwnie wierzę ludziom, śmieję się z tego co nie śmieszne, mam alergię na głupotę której sama się czasem trzymam, nie często się z kimś zgadzam, jestem przekorna i wspieram to co przez większość jest negowane. Mam kontrowersyjne poglądy, pozwalam się sobie z czymś nie zgadzać. Jestem nerwowa i wybuchowa. Mam w głowie nieczynny wulkan emocji, który się raz po raz reaktywuje.
Ten blog był dotychczas głównie o Was, niewiele w nim siebie przeplatałam. Jeśli już to po cichu, naokoło, tak nieoczywiście. Moje zdanie było ukryte i pokątne. Bałam się i boję wyrażania bezpośredniej opinii, boję się być oceniania, nie jestem gotowa na bojkot i negatywne dyskusje w komentarzach.
Dokąd?
Dokąd ma Was zaprowadzić to dodatkowa wiedza o mnie, kiedy jestem tak strasznie nie z tej dekady Nie mam spójnego feedu na instagramie, boskiego ciała, karnet na siłownię noszę zakurzony w portfelu, opłacam go co miesiąc na jakieś może kiedyś. Nie mam wypełnionych kwasem ust, nie chodzę też na tak modną teraz endermologię. Nie pokażę obiadu w pięknej zastawie, bo u mnie każdy kubek inny, a znalezienie łyżeczki do herbaty zawsze graniczy z cudem. Lubię czytać książki i pożyczać je, głównie od kogoś, a mniej te swoje. Piekę ciasta, najczęściej cudzymi rękoma, nic mi tak dobrze jak one nie smakuje. Słucham tylko polskich przebojów, z przebłyskami, ale rzadko. Nie lubię jaglanego ciasta, pracuje głównie po dziesięć godzin. Wciąż jestem brzydka bez makijażu, i kiedy jestem najbrzydszą wersją samej siebie spotykam akurat kogoś kogo tak strasznie nie lubię.
Modne jest bycie z wyrzyganym z emocji. A ja o niczym innym nie potrafię pisać.
Czy bycie niemodnym ma prawo bytu?
Nie było by mnie tutaj bez Was. Dlatego decyzji o tym co dalej z blogiem nie czuję się na siłach podejmować sama.
Chwilowo nie potrafię na nim być.
I nie potrafię na nim nie być.
Chętnie poznam Wasze zdanie.
Abstrakcyjne jest to, że kończąc ten wpis w głowie kotłuje mi się pomysł na (związkowy!) tekst.
Trochę w innej formie niż dotychczas, ale…
Mówiłam już o sprzecznościach?
Może zwyczajnie musiałam się wygadać.
Ja Wam, Wy mnie.
To co, umowa stoi?
Jeśli jeszcze Was tam nie ma zapraszam serdecznie na mój mało spójny wciąż instagram klik
Ściskam!
Magdalena
Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK
Instagram tu: KLIK
Na Wasze historie czekam tu: glupiesercee@gmail.com lub tu: KLIK
Źródło zdjęcia: archiwum prywatne
0 komentarze