Na małym
kwadratowym stoliku stawia dwie setki wódki i jedną półlitrową colę. Jest
środek tygodnia, godzina siedemnasta.
- Nie mogę,
jeszcze dziś prowadzę, dzięki – mówię i podaję jej szklankę. Sama upijam z
butelki łyk wody. Robi sobie drinka. Wiem, że bez ‘znieczulenia’ nic mi nie
powie.