- Po co pani robi te zdjęcia? Pokazuje ten kolorowy świat, nakłada filtry, uszy psa, wybiera najładniejszy kąt domu, fotografuje pierogi? Na co to pani?
Baśka chwyta oburącz siedzisko zdezelowanego krzesła, drzazga wbija jej się w palec. Nerwowo chrząka.
- Pani Basiu. Pani żyje w baśni. Za górami, za lasami…
Czwartek
Maciek i Baśka
W radiu leci Łąki Łan - Jammin’ kiedy ona powoli budzi się w moim letniskowym domku z rozmazanym na twarzy wczorajszym makijażem. Przeciąga się leniwie, nakrywa głowę poduszką. Opieram się nad nią na łokciach, delikatnie gryzę jej ucho, całuję w czoło. Chichocze. Odsłania poduszkę, przymruża jedno oko. Biorę ją na ręce, oplata mnie dłońmi za szyję, jak bluszcz łapie się mnie nogami. Zanoszę ją do łazienki. Piętnaście minut później jemy wczorajsze bułki z masłem popijając je gorącym kakaem.
- Wyjedźmy gdzieś. Jutro. Pojutrze – szepczę jej do ucha.
Trzy dni później trzyma mnie mocno za rękę, kiedy żegnamy deszczowy Wrocław we wznoszącym się powoli pokładzie samolotu.
Piątek
Maciek i Błażej
- Nie, nie tęsknię za nią stary – mówi Błażej kiedy wychodzimy z jego domu. Moja dziewczyna musi lubić się pieprzyć – mówi gdzieś między Chłopską a Topolową. A ona to lubiła. Najpierw codziennie. Później tak trzy raz w tygodniu. Stopniowo schodziliśmy do jednego, kończąc na pojedynczym epizodzie w momencie braku laku i bycia na tak zwanym głodzie.
Zatrzymuje się i wyjmuje z kieszeni setkę wódki wiśniowej.
- Rozumiesz?
Pochylam się i zbieram z brzegów chodnika brudne resztki zalegającego śniegu. Formuję dłońmi małą kulkę i rzucam go, trafiam prosto w głowę. Nie reaguje, gapi się witrynę sklepu z antykami.
- Wiesz jak ją poznałem? W sumie od razu zapamiętaj to sobie. Zarzucasz haczyk, i patrzysz, czy rybka go połknie. Laska wpada ci w oko, wiec dyskretnie na nią zerkasz i udajesz, że ziewasz. Jeśli zrobi to samo, to znaczy, że byłeś obserwowany.
Uderza dłońmi o siebie w geście triumfu.
- Pierwszy krok masz za sobą i później idzie już gładko. Taksówka, gumka, mocno zmięta pościel i słodkie buzi w usta nad ranem. Cel – pal, kurwa. Sprawdzone info. Działa.
Bierze ostatni łyk wódki i wyrzuca butelkę do stojącego tuż za nim śmietnika. Echo uderzającego szkła roznosi się po całej ulicy. Łobuzy – krzyczy ktoś z okna poddasza, kiedy znikamy gdzieś za rogiem.
- Kiedy ty kurwa lecisz? Niedziela? Kumam. A, i serio za nią nie tęsknię. Zresztą miała krótkie nogi.
Sobota
Błażej i Baśka
- Jesteś beznadziejna, Baśka – mówi, kiedy odwracam się i zostawiam go samego przy garażach pod blokiem.
Uśmiecham się, bo wiem, że mówi to celowo. Że chce wbić mi szpilkę w serce i sprawdzić, czy je mam. Żeby sprawdzić, czy wciąż mnie fascynuje. Czy mnie pociąga. Czy się odwrócę i pozwolę mu ze sobą iść. Czy tkwi mi w sercu czy udało mi się go już wyrzucić.
- Poczekaj – woła.
Staję w miejscu, ale nie patrzę w jego stronę.
- Pomyśl ile masz lat? Ilu jest facetów takich jak ja? Kto ci został? Ilu jest inteligentnych, wykształconych, oczytanych? Ilu z nich pokaże ci czym jest rozpierdol na festiwalu jazzowym? Ilu zrobi jajka z guacamole na śniadanie? Ilu będzie cię dobrze pieprzyć kiedy nie możesz zasnąć o piątej nad ranem?
Przerywa na moment i dolewa olejku do elektrycznego papierosa. -
- Ilu słucha czegoś więcej niż Alvaro Soler i pieprzonego disco rock polo? Ilu…
- Przestań…
Zasuwam usta niewidocznym zamkiem, nie chcę nic dodać, nie chcę wydobyć z siebie już ani słowa.
Wyrzuca z ust z papierosa.
- Czego się boisz? Czemu ciągle słyszę nie, jutro, za tydzień, dziś akurat nie mogę?
Podchodzi, łapie mnie za rękę. Jego czarna rękawiczka otula moją zmarzniętą dłoń, przywiera do mnie bliżej, całym sobą. Orkiestra uczuć zaczyna swój koncert. Dzwonki, wibrafon, ksylofon, marakasy.
- Dlaczego tak jest, przecież oboje udajemy, że chcemy się kurwić a szukamy miłości, jak każdy. Powiedz?
Chowam na dno kieszeni ciepło, które nieopatrznie się po mnie rozlało. Jego dotyk parzy mnie jak herbata w szklance bez koszyczka. Otwieram przymknięte na kilka sekund powieki, szybko przemykam po pasie startowym, hamuje i ląduje na ziemi. Wydymam usta i wybucham śmiechem. Wbijam pośpiesznie kod domofonu.
- Nie drzyj się, kurwa. Jest piąta nad ranem - mówię i znikam za zielonymi drzwiami mojego bloku.
Niedziela
Maciek i Baśka
Pijemy szampana na plaży. Pieprzymy się. Budujemy mało foremne bryły, które mają przypominać zamki z piasku. Pijemy zimną pina coladę podawaną w ananasie. Jest ładna, ma trochę duży nos i piegi, ale podoba mi się. Pstryk. Nagrywam ją, kiedy zmęczona zasypia beztrosko na hamaku. Robię jej zdjęcie na huśtawce w wodzie i kiedy podekscytowana wsiada do ciasnego balonowego kosza. Pstryk. Jemy słodkie bułki siedemset metrów nad ziemią. Wtula się we mnie nad doliną rozświetloną promieniami wchodzącego słońca.
Wydaje mi się, że ją mam. Zdobyłem, uwiodłem. Jestem w masce, której nie rozpoznała. Jej świat beze mnie teraz nie istnieje. Dla niej jestem tylko ja i ona, mimo kilkuset innych osób uwieszonych pod kolorowym balonami kiedy lecimy nad Kapadocją. Gram postać, którą nie jestem. Hedonizm bierze górę.
Poniedziałek
Maciek i Baśka
Kiedy Maciek zasnął chłonęłam nocny zapach nocy siedząc na plastikowym pamiętającym kilka dobrych sezonów leżaku. Co czułam? Błogość. Przez ostatni czas szukałam spokoju. Oazy. Kogoś kto da mi chwilę bez strachu o jakieś jutro. Poranków bez kaca. Jakiejś ciepłej kluchy, która się do mnie dostosuje. Nad którą będę mieć pewną przewagę. Od której będę ładniejsza, mądrzejsza, lepsza, lepiej wykształcona. Stanu bycia pośrodku. Żadnego przymusu pójścia w prawo czy w lewo. Kogoś, kto jest inny niż wszyscy, których znam. Kto nie będzie pisał mi w środku nocy.
Cześć, wyślij mi zdjęcie swoich cycków.
Kogoś, kto spędzi ze mną fajny czas, a po powrocie powie:
To był fajny czas, chciałbym to powtórzyć.
A później usłyszałam piknięcie jego telefonu.
Wtorek
Maciek i Baśka
Wychodzę na taras a ona stoi i płacze.
- Co jest – pytam?
- Jeb się kurwa głupi pedale - mówi i ostentacyjnie mnie omija. Trzaska balkonowymi drzwiami.
- Jesteś pojebany.
Pewnie włączyło jej się love story i ma nocne wzdychanie do przepuszczonego przez siedem filtrów zdjęcia Błażeja. To mój kumpel, ale chuj nie wybiera. Zresztą, pamiętam naszą pierwszą rozmowę.
- Nie myśl o tym - mówiła, kiedy pytałem o niego i o to, co ich łączyło. Oświadczył mi się zdecydowanie za szybko, poczuł jakąś presję. Po wszystkim leżeliśmy w łóżku, każde utonęło w swoich telefonach. Szczerze? Uważam, że to było spontaniczne, że w ogóle tego nie zaplanował. Jak gdyby nigdy nic zapytał mnie, czy zostanę jego żoną. Nie było przemowy, pierścionka, kwiatów, nic. Doceniam spontaniczność, ale bez przesady. Zrobił to w czasie świąt Bożego Narodzenia. Byłam wtedy strasznie chora i od kilku dni leżałam w domu w piżamie. Koniec tematu. To tyle.
A teraz muszę być świadkiem tej tragikomedii.
Miało być just fun.
Więc kto tu jest do chuja pojebany?
Baśka
Marzę, żeby być już we Wrocławiu – myślę zaciskając ze złości pięści. Kap, kap, potok łez spływa nierówną ścieżką po moich policzkach. Opieram się o czarną metalową balustradę balkonu. Słyszę dźwięk zasuwanych drzwi i zgrzyt zamków. Ostatni kelnerzy kończą pracę i powoli oddalają się do swoich domów. Rano wrócą tu znów, będą witać wchodzących na śniadanie turystów łamanym good morning i zabierając im spod nosa talerze pytając niczym katarynki - finish?
Ostatnie auto odjeżdża z parkingu, a ja żałuję, że dotknęłam jego telefonu.
Maciek: Chce pobudzić choć na chwilę twoje zaufanie.
Klara: Straciłam je do ciebie dawno temu, zapracowałeś sobie na to.
Maciek: Zrobiłem to. Napisz mi, że masz chłopaka, i żebym wypierdalał.
Klara: Wariat.
Maciek: A ty zwierciadło mnie. Tak samo jesteśmy jebnięci, dlatego tak dobrze nam było. I uważam, że nie da się już tego dogonić. W każdym razie mnie się nie udało.
Klara: Co cię naszło?
Maciek: Nic. Nie przestałem o tobie myśleć i tak mnie się ulało.
Wysłała mu kilkanaście emotikonek płaczących ze śmiechu.
Ona. Jej koleżanka z pracy. Klara.
Maciek: Nie wmówisz mi, że zapomniałem. Zniknąłem, ale nie zapomniałem.
Bang.
Więcej nie odpisała.
Trzy tygodnie później
Baśka
Niewielki pokój w mieszkaniu pani Helenki wydaje mi się być w tym momencie prawdziwym rajem. Pamiętam jak Maciek przyszedł tu po raz pierwszy.
- A tam postawimy lampę - mówił. Będzie pięknie.
Zamykałam wtedy oczy i oczyma wyobraźni widziałam nasze przytulne mieszkanie. Biorę wolno głęboki wdech, po czym szybko, dynamicznie wyrzucam z siebie powietrze.
- Widziałam taką czarną, na metalowej podstawie. Spodoba ci się, jestem pewna.
- Kup – odpowiedział i bez zająknięcia logował się do swojego konta bankowego. Dodaj odbiorcę, trzysta, a nie, dobra, czterysta złotych, tytułem… Poszło.
Cztery stówy. Tyle na starcie kosztowały go jego własne wyrzuty sumienia.
Wczoraj spotkałam się z Saszą, pracuje z nami od kwietnia, Klara od zawsze na niego leciała. Młody Ukrainiec, szalony, wyzwolony, zdeterminowany. Jednak nie u siebie, jednak na obczyźnie, jednak to ja znów rozdałam karty, tak mi się wydawało, a później dostałam smsa:
‘Masz przystojny dom, dobre koty, fajnych przyjacielów, jesteś podobna do mojej starej, ale to się zwyczajnie nie uda. Może inną razą Basia. Trzymamy się. Pa.’
Kap, kap, kap.
Te same łzy, tylko inna posadzka.
Dwa miesiące później
Baśka
- Cześć, jestem Basia.
- Cześć Basia.
Kilkanaście głosów odpowiada mi chórem.
- Jestem tu bo…
Kap, kap.
- Brawa dla Basi na odwagę – mówi terapeuta.
Zaczynam swój monolog. Przedzieram się szlak po szlaku. Idę pod górkę, topię się w rzece, spadam w przepaść. Kiedyś dotrę do celu. Kiedyś.
Dziś, w obliczu braw obcych ludzi pękła moja wieloletnia, kolorowa, delikatna i złudna bańka mydlana.
Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK
Instagram tu: KLIK
Na Wasze historie czekam tu: glupiesercee@gmail.com lub tu: KLIK
Źródło zdjęcia: www.picjumbo.com, autor: Viktor Hanacek
0 komentarze