Kaśka
Mam przed oczami
takie wspomnienie. Dom moich rodziców. Duże drewniane okna, szyby trochę
zapaskudzone przez muchy. Moja suknia ślubna wisi na karniszu. Jej koronkowe
rękawki trącane są lekkim powiewem wiatru, który wpada przez lufcik. Stoję przy
tarasowym oknie, przyklejam nos do szyby i gapię się w niebo. Jest samo
południe, słyszę hejnał płynący z wieży ratuszowej. Wtedy tak bardzo wierzę w
to, że cudny jest ten świat. Wierzę w to do czasu, w którym spotyka mnie namiastka
piekła na ziemi.
Co ja wiem o
życiu? Niewiele. Jestem młoda, mam dwadzieścia lat, za kilka godzin wychodzę za
mąż. Kocham, kocham mocno. Mój mąż jest wspaniały, doświadczony, zabiega. O
wszystko mnie dopytuje, wtedy nie wiem, że to zwykła kontrola. Mówię mu ile
zjadłam czekolady i z kim rozmawiałam. Musi wiedzieć o czym piszę w pamiętniku,
po to, by później czytać to ze swoją matką. Cieszę się, że go mam. Przecież to
takie ludzkie potrzebować czuć, że obok siebie masz kogoś. Post
factum dowiaduję się, że moje życie to zwykła iluzja, a mój wcale nie kocha
mnie nad życie.
Tamten
czas to urywki, nic nie znaczące powracające do mnie w snach obrazki.
Na
przykład mój mąż przyjeżdża po mnie, ma zabrać mnie na lody. Wsiadam do auta,
pyta, czy mam kasę. Nie mam, wysiadam z tego auta, wracam do domu, krępuję się,
ale o pieniądze proszę mamę. Pojechaliśmy, no przecież mnie zaprosił.
Albo
ta troska, jak jestem w toalecie, a on zagląda, żeby zerknąć co tam robię. Albo
jak robi mi zdjęcie, kiedy stoję naga pod prysznicem. Albo te groźby, że
rozwiesi te zdjęcia na całym osiedlu, i że się wstydu najem. No chyba, że grzeczna
będę. Byłam.
Chciałam,
żeby zniknął, żeby rozpłynął się niczym para wodna, ulotnił tak naturalnie.
Chciałam wcisnąć delete i kasować kawałek po kawałku wszystkie fragmenty
wspólnego życia. Chciałam udawać, że się
nie znamy, nie rozumiemy, że mieszkamy na innych planetach.
Chciałam…
Ślub
mieliśmy piękny, bo chciałam, żeby był skromny, czego nie mogła przeżyć moja teściowa.
Miałam jedną suknię, ona trzy, musiała się przecież pokazać. Mój mąż był na
tyle kochany, że pozwolił mi studiować. O, albo czasem gości zaprosić. Miałam
być tylko rozważna, przecież ciastka kosztują. Kiedyś kupiłam jeżyki, koleżanka
zjadła jeszcze talerz zupy. Wieczorem usłyszałam, że przesadziłam. W końcu mój
mąż zarabiał, a ja grosz miałam szanować.
Michał
Pomieszkiwaliśmy
u Kaśki rodziców. Pilnowałem domowego budżetu. Nie dokładałem się do czynszu,
czy rachunków, w końcu Kaśki nie było, tylko na weekendy ze studiów zjeżdżała.
A to, że jej rodzice gotowali a ja jadłem to inna sprawa – należało mi się.
Zresztą – jej matka była gruba, nie raz musiałem chować przed nią czekoladę.
Ot, zwykła troska. Moja żona kiedyś zaprosiła dwie koleżanki z podstawówki,
przyszły z mężami, przynieśli wódkę. Wygoniłem ich, co jak co, ale pijaństwa zupełnie
nie tolerowałem. Musiałem być cały czas czujny, podsłuchiwałem o czym rozmawia teść
z teściową. Zakradałem się czasem kiedy Kaśka siedziała z książką, wolałem
wiedzieć, co robi. Zaglądałem przez okno, albo kółeczka w łazienkowych
drzwiach, jak się myła. Sprawdzałem, czy jej się jakaś krzywda nie dzieje. Wertowałem
jej kalendarze, żeby wiedzieć co ona tam notuje. Czasem znienacka przyjeżdżałem
pod jej uczelnię. Z miłości, z tęsknoty. Ona była sześć lat młodsza. Głupia
koza nie wiedziała, co to miłość. Ode mnie się miała uczyć. Przecież moje
pytania o wszystko były normalne. Przecież kontrolowanie jest normalne, jak się
kocha. Przecież silna zazdrość to też nic złego jak się kocha. Tylko ona głupia
tego nie wiedziała, musiałem jej to wszystko powiedzieć.
Kaśka
Sama nie wiem,
kiedy już nie wytrzymałam. Jakoś po prostu. Pieniędzy mi brakło, bo przecież
nie mógł mi za dużo dać. Cierpliwości mi brakło. Michał ciężko pracował, a ja
miałam lekką rękę. W weekendy do domu wracałam stopem, za darmo. Inaczej musiałabym
wydać szesnaście złotych na bilet. Michał bardzo mnie chwalił, że jestem taka
zaradna. Miłości mi brakło. Teraz wiem, że ta złapana przypadkiem okazja
zupełnie zmieniła moje życie. Ale o tym za chwilę.
Mama Kaśki
Nie
wiedziałam, że Michał sugerował jeżdżenie stopem mojemu jedynemu dziecku. Gołymi
rękoma bym go chyba udusiła. Ale ona ta moja Kasia taka odważna była. Szkoda mi
tylko jednego, że ukradł jej kilka lat. Boli mnie, że razem z matką czytał Kasi
pamiętniki. Ona jak to młoda dziewczyna różne rzeczy tam pisała, a to, że fajny
facet stał przy kiosku, a to, że kelner taki co to mógłby być wart grzechu.
Dlatego później mówili o niej kurwa. Brat Michała po sprawie rozwodowej
powiedział mojemu mężowi, że kurwę wychował. Wtedy mój mąż popłakał się jak
dziecko. Bo tych prawda było kilka ale moja córka kurwą to nigdy w życiu nie
była.
Michał
Niewdzięcznica.
Tyle jej przecież kupiłem. Bluzę Nike. Discman. Buty Adidas. Czasem nawet wino
żeśmy wypili. Dla niej wszystko było nienormalne. Co dziwnego w tym, że kiedy
szła do koleżanki na kawę odwoziłem ją i chciałem zaczekać? Czy to takie
nienormalne, że co piętnaście minut dzwoniłem zapytać kiedy wychodzi? Byłem
ciekawy o czym tak długo gadają. Auto czasem jej dawałem, ale ona jak łajza
jeździła. Zawsze oglądałem rysy na oponach, czy krawężnikiem nie otarła.
Nieudacznica. Rozpieszczona dziewucha. Sąsiedzi jej rodziców ciągle się ze mnie
śmiali, że jeżdżę dwadzieścia kilometrów na godzinę, że zamulę samochód. Ale ja
wiedziałem, że auto trzeba szanować, nie gazować, paliwo oszczędzać, a ta
głupia Kaśka miała taką ciężką nogę. Bez szacunku do auta, nic zero. Wynająłem
garaż i nie dałem jej klucza. Ojciec jej potem własne auto dawał.
Kaśka
Na rozprawie
rozwodowej wyszło, że to wszystko to moja wina. Że to ja go ze swojego życia
wygoniłam. A on przecież kochał, dbał o mnie, on przecież tak się starał. Parodia.
Michał dostał auto, ja laptopa, to był nasz cały majątek. Dzieci nie mieliśmy,
on od zawsze mi mówił, że mam się pilnować. Tylko raz, kiedy już miałam takiego
maksymalnego doła, powiedział mi, że już jedno dziecko to on nawet mieć ze mną
może, tylko ja już wówczas nie chciałam. Na tamten czas miałam tylko jedno
marzenie.
Pozbyć się
chuja. Tak, chuja.
Wtedy już
miałam za sobą kilka wizyt u psychoterapeuty. Wiedziałam, że jestem naiwna, że
nie dbam o siebie, że spełniam oczekiwania rodziców a nie swoje.
A teraz? Raz na jakiś czas otwieram butelkę wina, jadę gdzieś sama i rysuję koło. W jego samym centrum jestem ja, a na brzegu inni, z plusem i minusem. Regularnie co parę miesięcy. Ja jestem w środku zawsze, a minusów się pozbywam bez skrupułów. Wtedy tak sobie siedzę, gapię się w niebo jak w dniu ślubu na tamtym tarasie i dokładnie sprawdzam, czy jestem na ten moment, na daną chwilę szczęśliwa. Czy mam marzenia, czy jestem zadowolona ze swojej pracy, czy mam wobec życia dalsze oczekiwania, wyznaczone cele. To jest ważne, choć równie ważnym jest uświadomić sobie, że wszystko co mamy jest na chwilę. Niczego nigdy się na wieki nie dostaje.
Kamil
Kaśka
Telefon
zaczął wibrować w torebce kiedy byłam na zakupach w markecie. Kamil zadzwonił do
mnie po roku. Pogadaliśmy, umówiliśmy się na kawę. Dziś mija nam dwanaście lat
od tego spotkania. Wystarczyła mi jedna kawa z chłopakiem, który zabrał mnie na
stopa, by moja klapki na oczach zniknęły. Pewnie, że czasem się złoszczę, kiedy
on mi w żartach mówi, że zgarnął mnie z ulicy. No bo zgarnął. I przytula mnie
bidule, mówiąc, że lepszego skarbu zgarnąć z ulicy nie mógł. Nieraz się pokłócimy,
ale ja już nie szukam tabletek w ilości dwudziestu sztuk, tylko walnę sobie
kieliszek wina albo odpyskuję.
On na
trzecią randkę wódką przyjechał, i mówi mi, że zostawi, jak będę miała gości,
to postawię. Nie rozumiałam. Dopiero teraz, po kilkunastu wizytach u
psychoterapeuty i kilku książkach już wiem, kiedy miłość jest toksyczna, a
kiedy prawdziwa.
Kamil
Wciąż
próbuję jej uświadomić jak bardzo wiele jest warta. Moi rodzice kiedyś
powiedzieli mi, że czasem może upłynąć bardzo dużo czasu, nim nam się wszystko
w życiu ułoży. Nam się poukładało.
Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK
Instagram tu: KLIK
Źródło zdjęcia: unsplash.com, fot. Jan Phoenix
0 komentarze