Mam przed oczami
takie wspomnienie. Dom moich rodziców. Duże drewniane okna, szyby trochę
zapaskudzone przez muchy. Moja suknia ślubna wisi na karniszu. Jej koronkowe
rękawki trącane są lekkim powiewem wiatru, który wpada przez lufcik. Stoję przy
tarasowym oknie, przyklejam nos do szyby i gapię się w niebo. Jest samo
południe, słyszę hejnał płynący z wieży ratuszowej. Wtedy tak bardzo wierzę w
to, że cudny jest ten świat. Wierzę w to do czasu, w którym spotyka mnie namiastka
piekła na ziemi.