Stałam w trzecim rzędzie i najgłośniej ze wszystkich biłam mu brawo. Grał wzorowo. Ten wyraz twarzy, ta mimika ciała, ta ekspresja emocji która każdą najmniejszą komórką z niego wychodziła totalnie mnie obezwładniały. Wpatrzona byłam w niego jak w obrazek. Łapałam powietrze co rusz trwając przez kilkanaście sekund nieruchomo, na tym jednym wdechu. Niczym nie wyróżniałam się z tłumu, zaginęłam gdzieś pomiędzy innymi widzami. Nie mógł mnie widzieć – to niemożliwe, tak przynajmniej myślałam. Nie musiał mnie nawet pamiętać – wystarczyło, że ja go pamiętałam. Przejechałam siedem godzin, po to, żeby móc popodziwiać. Był fenomenalny. Grał skupiony na swojej roli, on, człowiek tak pięknie zdolny.