A ja lubiłam, coraz bardziej lubiłam tego kopa,
którego mi dawała odrobina czegoś mocniejszego. Wtedy mój świat nabierał
kolorów, wirował. Zupełnie jak wtedy, kiedy poszłam z nim do tego małego,
pobliskiego lasu. Od dawna nikt mnie tak nie pożądał. Od dawna nikt tak nie
patrzył na mnie. Od dawna nie czułam się tak adorowana.
A teraz te wakacje, tutaj, tu, gdzie byłam
tych dwadzieścia kilka lat temu z rodzicami, gdzie po raz pierwszy szczerą
dziecięcą miłością się zakochałam. Gdzie wtedy on Bartek był szczytem moich
dziecięcych marzeń, gdzie przesiadywanie z nim na zimnych kamieniach było
wszystkim czego chciałam. Gdzie zabawa czerwoną łopatką do piasku, gdzie
budowanie zamków, pluskanie się w basenie i picie gazowanych napojów było
szczytem tamtejszych marzeń.
Dobrze, że nic się nie wydało. Teraz leżymy obok siebie, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Tylko ja patrząc na Adę nieustannie na brzuchu się kładę. Co poradzę, że ona tak na mnie działa? Wygląda jak kocica, ma granatowy kostium, celowo ciągle spaceruje, widzę jej umięśnione plecy. Ćwiczy tabatę, na pierwszy rzut oka już to widać. Jest jędrnością samą w sobie.
No come on. Arek, nie pękaj chłopie. Przecież on na pewno nic nie wie.
Tęsknię, tęsknię,
tęsknię. Za dołeczkiem w jej prawym policzku. Za dzikim spojrzeniem, w którym
widzę wszystko. Sawannę. Różnorodność. Piekło. Niebo. Ogień. Żądzę. Chęć
zdobywania.
Uścisnąłem jej dłoń, cmoknąłem w policzek, nawet na mnie nie patrzyła. Cała ona.
Adresatka?
Karton wyrzuciłam.
Listy wyrzuciłam.
Podobało Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK
źródło zdjęcia : www.unsplash.com
źródło zdjęcia : www.unsplash.com
0 komentarze