Jestem niezależna, atrakcyjna (chyba), mam mieszkanie, no, może
niedosłownie ja, może bank ma, a ja będę je miała dokładnie za dwadzieścia
osiem lat. To już zawsze coś, czyż nie? Związek? O nie, to nie dla mnie. Ja? Ja
chcę być sama. Z wyboru? Tak z wyboru. Zakochać się? Ja? Mnie to nie dotyczy.
Po chwili już wiem.
Gosia.’
Nie,
nie liczyłam na miłość. Mnie to jest absolutnie do niczego nie potrzebne.
Gdzie ja mam głowę? Przecież to
wszystko, te gesty, to wszystko moja inicjatywa. Seks, bliskość, przecież o
wszystko generuję ja. Może to jakoś na przymus? Może on się zagalopował z tym ‘wprowadź
się’ i teraz jest mu niezręcznie? Zaraz, chwila, przecież ostatnio odczułam
jakąś jego… niechęć? Niby bardzo dobrze nam się rozmawia, gotuje, jada
wspólnie, ale to chyba… tyle? Czemu dopiero teraz to widzę, że może jestem
zwyczajnie takim bardziej kumplem, a mieszkanie we dwoje to czysta ekonomia?
Nie chciałam miłości. I co? Właśnie,
wraz z pocztówką z Budapesztu uświadomiłam sobie, że zaczynam czuć coś więcej
niż zwykłe ‘lubię cię’. Wycofam się. Póki jeszcze za bardzo w to wszystko nie
zabrnęłam.
***
Czas
się zbierać. Bywa Rita.
Przejechał prawie
pięćset kilometrów, żeby ze mną zamieszkać w małym, wynajętym mieszkaniu, rodem
z PRL. Pamiętam ten moment, w którym się urządzaliśmy. Wspólnie malowaliśmy
ściany, starą podłogę przykryliśmy włochatym dywanem. Nawet do płytek w
łazience kupiłam specjalną farbę. Dacie wiarę? Można malować płytki! Meble
zyskały drugą młodość, za zgodą właścicielki mogliśmy ingerować w nasze małe,
wspólne wnętrze do woli.
Wspaniale!
- Nie wie, co nas łączy,
Podoba Ci się? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Możesz na przykład dać mi lajka. O tu: KLIK
Fot. Andrew Philips, źródło: www.unsplash.com
Fot. Andrew Philips, źródło: www.unsplash.com
0 komentarze