źródło: www.unsplash.com
- Gośka, no chodź, Pola podbiegła zdyszana. Chodź no, przeciągnęła ją w swoją stronę, wraz z dużym ręcznikiem na którym ona
leżała. Okręciła się, podniosła głowę, zsunęła na czubek nosa okulary. Odłożyła
książkę, leniwie wstała.
- Rower, wskazała na niego ręką. Muszę go oddać do 22, do wypożyczalni. Bawcie się dobrze, pomachała nam.
- Odprowadzę Cię, rzuciłem mimochodem, zdawało się, że nikt nie zwrócił na to większej uwagi.
- Taaaa?
- Małgo, bo wiesz. Spuściłem wzrok, Chwyciłem jej obie dłonie, chowając je w swoich. Małgo, ja w przyszłym roku, w czerwcu się żenię. Zacząłem coś gadać bez sensu. Że Aniela, że dziewięć lat, że na wakacjach byłem sam, bo ona u siostry, bo tamta w ciąży, bo wyjechała, bo nie widziałem, bo nie mówiłem, bo nie pytała, jakiś odrealniony bełkot skomlącego psa. I wtedy jej oczy zgasły. Gratuluję powiedziała. Zdjęła z uszu te czereśnie, obgryzła, pestki wypluła za siebie. Przejechała mi dłonią po twarzy, i powiedziała, że musi już iść. Małgo, zawołałem jeszcze. Przyspieszyła kroku, a później już widziałem, jak biegła. Drżały mi dłonie, wyjąłem telefon, zadzwoniłem. Raz, drugi, piąty. Nie odebrała.
Poczułam ulgę. Przecież w miłości nie ma miejsca na niedopowiedzenia…
Spodobał Ci się ten tekst?
Znajdziesz mnie też na facebooku. O tu: KLIK
0 komentarze