'Dom Chłopa', czyli o pracy w handlu na wesoło. Część 1 - Wielkie otwarcie.
- 17:33:00
- By głupie serce
- 0 Odpowiedzi
źródło: www.wykop.pl
- Aaaandrzejjj… Jolanta
zawrzała. Andrzej, gdzie żeś polazł? Odpowiedziała jej głucha cisza. Gdzie ta cholera łazi, pomyślała Jolanta klnąc
pod nosem i poprawiając rękawy koszuli.
Sprawdzanie guzików miała w
codziennym zwyczaju. Z natury była niezdarna, więc zdarzało jej się je zapiąć
na opak.
Potrząsnęła włosami, sprawdziła czy jej szpilki mają
się lepiej niż te z reklamy mentosa, która źle jej się kojarzyła. Otwarcie ‘Domu
Chłopa’ już jutro, a mentosów nie ma. To znaczy są, ale dostawa jakaś niekompletna,
uszkodzone opakowania, i źle ułożone kolorami w środku. Jolanta chciała, żeby
żółte były na początku, pomarańczowe w środku, różowe na końcu. A jak się
okazało były wymieszane. To przecież skrajnie niedopuszczalne. Należy złożyć zażalenie.
- Nie ma Andrzeja, poszukam Mariana, pomyślała. Niech składa skargę.
***
Marian Kalendarz, kronikarz księgi skarg i zażaleń w
Domu Chłopa, z wykształcenia psycholog z zamiłowania mitoman i bajkopisarz,
siedział nieporadnie układając teczki na swoim biurku. Mimo nazwiska nie miał
on pamięci do dat. Właściwie wiele kwestii puszczał w niepamięć, albo ku. Niej.
-Marian, Jolanta
Akapulko wpadła zdyszana. Marian, co z tymi mentosami? Ułożą je
kolorystycznie? Od prawej do lewej, od lewej do prawej, środek…?
- Szefowa widziała Andrzeja? Zagadnął Marian, przerywając jej.
- Szukam go właśnie. A co?
- Szefowa usiądzie i szefowa zapomni o mentosach. Marian, który z pamięcią był na bakier umiejętnie
potrafił odwracać uwagę. Szefowa wie, kto wypisał i poszedł wieszać we wsi
plakaty? Szefowa wie? Marian emocjonował
się. Szefowa nie da wiary. Andżela von Flauszman. Szefowa, jak Andrzej się
dowiedział, wsiadł na rower i pojechał. Szefowa siądzie i się nie denerwuje, wyszczerzył zęby w uśmiechu.
***
Andżela von Flauszman, przyjęta do Domu Chłopa w
drugiej turze rekrutacji, była osobą wyjątkowo złośliwą. Serce miała tylko do
psów, których była ogromną miłośniczką. W jej mniemaniu. Ludzi nie lubiła, poza
małymi wyjątkami. Była mistrzynią poplątanych metafor i niedomówień. Na
ochotnika zgłosiła się do wypełnienia plakatów informujących o wielkim otwarciu
pawilonu handlowego Dom Chłopa oraz do rozwieszenia ich po wsi.
Zaskoczyła tym
wszystkim, jednakże jako posiadaczka niezwykle estetycznego charakteru pisma
została oddelegowana. Słynąca ze swej złośliwości, na każdym napisała CHUJOWY
TOWAR W DOBREJ CENIE, i przemieszczając się swoim polonezem FSO ( zwanym przez
nią czule poldżrem ), w towarzystwie swojego męża Grzesia Grzegorza GL oblizując
usta przyklejała je na słupach.
***
Andrzej pedałował co sił nogach, łapiąc wiatr w
policzki. W koszuli zapiętej na ostatni guzik i mokasynach z krokodylej skóry,
czarnym mazakiem skreślał na każdym plakacie słowo CHUJOWY zastępując je słowem
ZAGRANICZNY i dopisując ‘ zapraszamy jusz jótro’. Szary papier na którym
została wystosowana reklama dotarł w ilości ograniczonej, stąd wymiana plakatów
na nowe była po prostu nie możliwa.
- Zwolnię ją, pomyślał
Andrzej. Głupia baba. Niech no tylko się skończy się okres próbny…
***
- Sąsiadka słyszała? Kisielowa, mówiła szybko ledwo łapiąc oddech.
We wsi Chwalipiętki
otwarcie pawilonu jakim był Dom Chłopa było wielkim wydarzeniem. Po erze małych
sklepików, oni mieszkańcy mieli mieć prawdziwy supermarket.
- Sąsiadka, wie, ma być nawet pastor.
- Co pani powie. Sołtysowa
pokręciła głową. Takie buty, no popatrz pani. Garsonkę żem już naszykowała,
sąsiadka też ma? Z Nadarzyna? No popatrz pani, nie pomyślałam. Ofuknęła siebie
w myślach. Co ją to interesuje, no przecież nie zazdrości.
- Pani sołtysowa, pani mi zajmie kolejkę jutro. Jakby
co. Pokazała szparę między zębami.
Ściemnia się, obrządek trza zrobić, do jutra.
- Bywajcie sąsiadko.
***
Andrzej wracając złapał gumę w swoim czarnym
składaku. Przeklinał wracając do swojej izby. Zadzwonił z budki, że do pawilonu
już nie zajedzie. Schylając się po żeton, który mu upadł, doświadczył pęknięcia
spodni w kroku. Tego było dla Andrzeja zbyt wiele.
- Chomikowski z tej strony, przedstawił się. Gorzej
się poczułem, plakaty poprawione, zakomunikował nie wdając się w szczegóły.
Pora… dzisz sobie już powiedział sam do siebie, gdyż żeton obejmował krótką
chwilę rozmowy a czas dobiegł końca.
Jolanta
odebrała telefon od Andrzeja i szczerze powiedziawszy odetchnęła. Był jej prawą
ręką, lubiła go, znali się z poprzedniej pracy, ale lubiła czuć się ważna i
mieć nad wszystkim kontrolę. Zwołała ostatnie zebranie pracowników przed
jutrzejszym otwarciem i upewniwszy się, że wszystko jest dopięte na ostatni
guzik udała się za zasłużony odpoczynek.
***
Wielkie otwarcie Domu Chłopa przewidziano na
niedzielę, na 10:30 czyli trzydzieści minut po zakończeniu porannej mszy.
Otwarcia pawilonów w innych miejscowościach się sprawdziły, więc nie było
powodów do jakichkolwiek zmian.
- Pilnujcie się, apelowała
Jolanta, tuż przed zdjęciem kłódek na drzwiach. Uśmiechajcie się i bądźcie
pomocni. Chodzicie za klientami krok w krok. Powodzenia, poprawiła guziki dając tym samym znak – zaczynamy.
***
- Dobry dzień, Marika Zwierzakowa, Czeszka z
pochodzenia przywitała śpiewnie przekraczającą próg sklepu klientkę. Ta
odpowiedziała jej milczeniem. Marika posmutniała, miała dobre serce, była
lekkoduchem, wierzyła, że spełni ludzkie marzenia. Spuściła głowę w dół i obserwując
każdy ruch klientki, postanowiła nie spuszczać z niej oka.
Marysia Pętelka, dekorantka Domu Chłopa, wieszając
ostatnie rolki papieru toaletowego na wystawowych manekinach, mocując je (
pomysłowo ) za pomocą sznurka od snopowiązałki zagadnęła Marikę, kiedy ta ją
mijała. Marika pożaliła jej się, że zagaduje przechadzającą się panią, na co
tamta odpowiada wymownym milczeniem.
- Może głucha, Marysia
wydęła usta, tworząc dzióbek.
Marika uznała to za przytyk i wolnym krokiem
oddaliła się. Szurała stopami po zielonych płytkach, najpierw tułów, potem
nogi.
- Pani w czymś pomóc? Nie poddawała się będąc wciąż cieniem owej klientki. Czego pani
poszukuje? Jakie są pani oczekiwania? Coś wskazać?
Nic. Nadal cisza.
***
Krystyna Cosik, kobieta niemal czterdziestoletnia,
matka dwójki dzieci, posiadaczka niezwykle donośnego głosu. Na pracy w handlu
zjadła zęby, to też na co dzień stosowała protezę. I krem ‘korega’.
- Proponuję gazetkę za złotówkę, zagadnęła klientkę.
- Z czym? Zapytała zdezorientowana sołtysowa.
- Z niczym.
- Słucham? Oburzyła się.
- No z niczym.
- Z przełożonym, poproszę.
Jolanta Akapulko podeszła pewnym krokiem, z
uśmiechem, pytając wesoło o powód wezwania.
- Pani pracownica, proponuje mi gazetkę za złotówkę.
Ja się jej pytam, z czym a ona do mnie, że z niczym.
Sołtysowa nabierała całej gamy kolorów, od różu, po
burgund, kończąc na kolorze denaturatu, który zresztą można było nabyć w sekcji
chemicznej.
- Jakie z niczym? Krystyna Cosik uśmiechnęła się. Szefowa, ja jej mówiłam, ZE
ZNICZEM. ZE –ZNI-CZEM, pani sołtysowa,
ZNI-CZEM, powtórzyła.
Kolory opadły. Jak liście na cmentarzach.
- A poza tym, dodała
sołtysowa. Podobno miał być pastor?
- Pastor? Jolanta
oburzyła się. No wie pani. Pastuch. Elektryczny pastuch, na dziale
alkoholi. To się zgodzę. Ale, że pastor?
- A idź, pani w cholerę, sołtysowa zawinęła się na pięcie. Już ona sąsiadce pokaże. Głupka z
niej, sołtysowej nikt robił nie będzie.
***
- Nie przyjmę tego, Damian Łotwa, pochodzący z
Estonii, był uparty. Nie przyjmę, na papierze mam trzydzieści.
- Jest trzysta, oznajmił
kierowca firmy ‘drożdżaki’, która dostarczać miała pyzy.
- Jakie,
trzysta, żadne trzysta. Nie zgadzam się, wymachiwał
plikiem dokumentów Damian. Trzydzieści biorę i spadaj pan.
Dostawca pyz przewracał oczami. Tuż obok niego stał
inny z magazynierów Robert, chichocząc i naśmiewając się z kierowcy, pokazując
zeza. Kierowca, mając oczy dookoła głowy, w postaci dwóch par okularów, jednej
na nosie, drugiej z tyłu głowy, zauważył kpiący stosunek Roberta do jego osoby.
- Pana godność? Zagadał
kierowca, nie ukrywając zdenerwowania.
Robert, wiejski Casanova, wiedział, że nie do końca
dobrze się prowadził, ale żeby zaraz godność jego poruszać. Pominął więc to
pytanie milczeniem.
- Jak się pan do cholery nazywasz? Kierowca był nieugięty.
- Łobełt.
- Jak?
- Łobełt.
- Jaaaaak?????
- Łobełt, kułwa.
- Dziękuję.
- Płoszę bałdzo.
Nie wystarczająca sprawność ruchowa języka,
sprawiała, że Robert, miał kłopot z wymawianiem literki ‘r’. Kierowcy zrobiło
się go żal i tym samym odpuścił składanie skargi, na nieznośnego pracownika
pawilonu. Dostawy jednak nie odpuszczał. A Damian Łotwa szukał przyczyny.
***
Mirka Lament, przyczyna całego zamieszania pomiędzy
kierowcą a Damianem cicho łkała w kąciku. Była dziewczyną skromną, cichą i
grzeczną, nader emocjonalną. Dowiedziawszy się co się stało, wzięła paczkę
chusteczek i postanowiła się schować.
Jolanta Akapulko, właścicielka sklepu, ślązaczka,
kazała zamówić Mirce przedwczoraj pyzy.
- Mirka, zamów ‘czysta pampuchy’. Według listy.
Pampuchy czyli pyzy, czysta, czyli bez nadzienia. Sztuk trzydzieści. Jak lista
mówiła.
- Trzysta pampuchy, zaszczebiotała Mirka radośnie do
słuchawki zamawiając pyzy na polecenie szefowej.
Jolanta już wiedziała, co będzie u niej na obiad
przez najbliższy miesiąc.
Pampuchy.
A czysta na zapitkę,
Bo na trzeźwo
tego nie zniesie.
***
Marika Zwierzakowa uparcie chodziła za swoją
klientką. Ta jednak nie wykazywała nadal chęci nawiązania kontaktu. Między
regałami Marika natknęła się na Andżelę von Flauszman.
Andżela uzupełniała brakujące na regałach ceny. Jako
osoba złośliwa, ołówkiem kreśliła już te gotowe. I tak chipsy były cipsami,
tzatziki – tatickami, a tusz do rzęs – turzem.
- Andżela, zachlipała Marika. Chciałam być miła,
pomocna, uczynna, mówiła ze znanym tylko sobie
zaśpiewem. Ta kobieta wciąż milczy!
Andżela, będąc babką konkretną postanowiła wziąć
sprawy w swoje ręce. Tym samym chcąc ulżyć koleżance podeszła do obmawianej
kobiety.
- Czemu pani do cholery tak milczy, donośnym głosem
zapytała Andżela, chwytając kobietę za przedramię.
- Ja? Obruszyła
się kobieta.
- Ja to proszę pani, jestem CICHĄ KLIENTKĄ.
Wszelka zbieżność nazwisk, nazw i sytuacji jest zupełnie przypadkowa.
Dajcie znać, czy Wam się podoba, i czy chcecie ciągu dalszego.
Spodobał Ci się ten tekst?
Znajdziesz mnie też na facebooku. O tu: KLIK
Znajdziesz mnie też na facebooku. O tu: KLIK
0 komentarze