Jeden z piękniejszych, ciepłych lipcowych dni.
Jeden z tych, które zapamiętam na długo.
Rajska plaża, szum oceanu, silne fale rozbijające się o skały.
Zatopiona w myślach, wygodnie rozłożona na mięciutkim piasku, zanurzam w nim dłoń, grzebię, mieszam palcami i przesypuję ziarenko po ziarenku próbując nie myśleć o tym, że to już ostatni dzień.
Fala obmywa moje stopy, czuję wyraźnie przyjemny dotyk ciepłych kropli na mojej skórze.
Zerkam na nią, na śliczną szczupłą blondynkę, która siedzi obok mnie, nawet nie ma pojęcia jak bardzo przypomina mi moją przyjaciółkę sprzed lat.
Uśmiechamy się do siebie, słońce przepięknie odbija się w jej złotych tatuażach, które jeszcze niedawno razem naklejałyśmy śmiejąc się przy tym do łez...
Zaczęły dopadać mnie wspomnienia, tak zwykle się dzieje kiedy coś dobiega końca.
Mam przed oczami wyraźny obraz.
Mały czerwony Chevrolet Aveo, my i oni, cztery twarze, cztery spojrzenia, cztery obrączki i cztery uśmiechy.
Hiszpańskie strome urwiska, wąskie i kręte uliczki, wygłupy i śpiewy tak głośne, że słychać je było chyba na całej wyspie :).
Nieznośna choroba lokomocyjna i Natalia Oreiro, która próbowała ją zagłuszyć.
Duża mapa, jaskinie, skały, różowe torby plażowe...
Wszystko wirowało mi w głowie jak poklatkowy film w zwolnionym tempie.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie jej głos: " choć, zrobimy jeszcze jedno, ostatnie zdjęcie ... "
Patrzę na nią i zastanawiam się czy jeszcze kiedyś się spotkamy.
Zawiesiłam wzrok na jej opalonym nadgarstku, na którym mieniły się w słońcu trzy piękne bransoletki Terpiłowskiego.
Plotła mi warkocz chichocząc przy tym i opowiadając coś o wiewiórkach, podczas gdy w mojej głowie wciąż rozbrzmiewał głośny koncert Natalii Oreiro.
Plotła mi warkocz chichocząc przy tym i opowiadając coś o wiewiórkach, podczas gdy w mojej głowie wciąż rozbrzmiewał głośny koncert Natalii Oreiro.
P.S. Przesyłam pozdrowienia dla rozbrajającego małżeństwa ze Szczecina, Patrycji i Karola.
Ściskam Was gorąco kochani.
Joanna.
0 komentarze