źródło: www.unsplash.com
Po szyi przeszedł przyjemny powiew chłodu. Uchyliła
okno, wyjrzała, tuż za nim rozpościerał się widok na miasto… Kościelne wieże,
wieża ratuszowa, w zasięgu wzroku dwa markety, stacja benzynowa, wieża ciśnień.
Bloki, kamienice, ludzie przechadzający się między czerwonym a zielonym
światłem. Zatrzymała się na chwilę przy tym oknie, przetarła parapet. Kolejno
do góry podnosiła konewkę, wazon, trzy dzbanki, mlecznik, kolejny wazon.
Ścisnęła mocniej niebieską ściereczkę, poprawiła firankę i przeszła dalej.
Rozejrzała się dookoła, jeszcze tyle tego… Sprzątanie paradoksalnie ją
uspokajało, wówczas miała najwięcej myśli. Żałowała, że ich nie nagrywa, one
później umykały, uciekały, czasem chwytała za długopis, bazgrała hasła na
kartce, ale to już nie to samo…
Zostawiłaby to w cholerę, usiadłaby i odpoczęła.
No właśnie.
No bo czy szczęście się mierzy w umytych podłogach?
***
Zatrzymam
sen, niech zniknie znów… Muzyka zawsze koi zmysły…
W czwartek? Nie w czwartek nie dam rady…
Żałowała, bo chciała być z nią. A później jej się
przypomniało, że kończy dziś wcześniej. Zdąży!
Założyła buty, przechadzała się w nich w kółko. Zbliżała
się osiemnasta, założyła więc kurtkę, zarzuciła szalik, przekręciła w prawo
pokrętło głośnika, Saute Brodki
rozpływało się w czterech ścianach. Ona
sama po brzegi wypełniła się chęcią wyjścia z domu. Chciała opuścić mury, które
jakoś wyjątkowo ją w tym momencie tłukły po głowie, ściskały tak mocno, że
tylko wąska szczelina pozwalała jej z nich uciec. Jeszcze usiadła, o, dzwoni,
mam schodzić? Jak to Ci nie odpaliło auto… Nie, akurat nie mam kluczyków, bo
akurat szyba zepsuta w aucie i akurat powiedziałam, że ich już potrzebować nie będę… Akurat teraz, dlaczego
akurat teraz… Zaczęłam się złościć ja, zaczęła się złościć ona…
Spóźniły się, ale zobaczyły jej uśmiech. Studio
tatuażu mieściło się w wąskiej uliczce,
wiodącej od oświetlonego rynku. Cisza. Pusto. Facet w kaszkiecie, który
wprawnym ruchem dłoni przesuwał igłą po jej ciele.
Never
give up
No właśnie.
No bo czy szczęście mierzy się w małych
spóźnieniach?
***
Zerwała się nagle. Do ręki wzięła telefon. 11:00.
Co? Jedenasty? Jedenasta? Czy dziś mamy niedzielę? Czy ja dziś nie pracuję?
Pracuję i mam trzydzieści minut? Co? Falstart? Nie zdążę, zdążę, nie zdążę…
Głowa w dół, przedziałek nakreślony palcem, jeszcze trzeba namalować urodę…
Żelazko, tusz do rzęs… Serek wiejski… wibracja… telefon zabrzęczał leżąc na
pralce, sięgnęła po niego, uśmiechnęła się na myśl o pingwinie… sobie tylko
znanym haśle, nie odpisze teraz bo nie ma czasu, kluczyki, ogrzewanie…
przekręciła na czwórkę, to nic, że wieje chłodne powietrze, przecież ten szum,
to ją uspokaja… to jak szum morza… w leśnym otoczeniu… bo zielone jej dziś
sprzyjało…
Wyglądała jak zza światów.
Na koleżanki zawsze można liczyć…
- Piłaś, czy płakałaś?
Roześmiała się. Zaspałam.
Ty? Ty w życiu nie zaspałaś.
A jednak.
No właśnie.
Bo czy szczęście mierzy się w byciu zawsze
perfekcyjną?
***
W powietrzu unosił się zapach mandarynek. Przy
każdej obranej skórce sok unosił się pryskając lekko w powietrzu, tworzył
rodzaj mgiełki. Kolory rozmywały się, wyostrzały, zupełnie na przemian… Zapachy
od zawsze kojarzyły jej się z miejscami i sytuacjami… Z określonym smakiem
chwili…
Zielone, nie mylić z niebieskimi… Nie mylić… Nie
pomyli…
Stop klatka.
W torebce szukała rękawiczek, są. Nałożyła je na
dłonie, w czarnych zawsze palce wydają się dłuższe, smuklejsze, i ta zabawna
kokardka.
Splecione palce, ciepło… Nie zapomni…
Stop klatka.
Spełniamy marzenia.
Stop klatka.
Marnowanie życia, zapach, smak, ciepło, chwila,
wiadomość, czas, moment, chęci, dotyk, słowa… Czy chwil nie można nagrywać
jakąś magiczną taśmą… tak, żeby je włączyć, żeby je odtworzyć 1:1. Żeby się im
przyjrzeć, z bliska, żeby je zarejestrować najintensywniej jak się da, żeby
utrwalić zapamiętać, zostawić, nasycić…
No właśnie.
Bo czy szczęście mierzy się w pogoni za marzeniami?
***
Wiesz, że będzie jakieś jutro. To oczywiste. Bo
dlaczego jutra by miało nie być? Jutro posprzątasz. Jutro zadzwonisz. Jutro
odbierzesz. Jutro odpiszesz. Jutro odpowiesz. Jutro pójdziesz do lekarza. Jutro zmienisz pracę. Jutro przeprosisz. Jutro się rozwiedziesz. Jutro się pogodzisz. Jutro wybaczysz. Jutro… Pojutrze… za tydzień…
Bez większego zastanowienia bierzesz to, co masz
dzisiaj. Bo może być lepsze jutro. Dziś to zniesiesz. Dziś przeczekasz. Dziś jest tak, ale jutro… a wiesz, że nie
będzie drugiej rundy? Nie jesteś kotem i nie masz kilku żyć?
Czy warto tak bardzo skupiać się na tym co jutro?
Czy warto przegapić to co jest dziś? Czy to jutro tak bardzo coś zmieni? Czy po prostu się wymigujesz zrzucając wszystko na brak czasu. Jesteś? Jesteś gdzieś jeszcze w tym wszystkim?
***
Wchodzisz do sklepu, zwanego życiem. Kręcisz się
trochę bez celu, sięgasz na półkę i bierzesz karton obowiązków. Następnie do
koszyka wrzucasz butelkę braku czasu. Dalej woreczek bycia perfekcyjnym.
Opakowanie niespełnionych marzeń. Wychodzisz z pełnym koszykiem.
Masz wszystko, bo tyle tego na półkach. Moment.
Przed wejściem do sklepu, nie zerknąłeś na szyld.
„Chujowy
towar w dobrej cenie”
Na pewno tak chcesz?
0 komentarze