Gorączka sobotniej nocy.


 
źródło: www.unsplash.com

Jakiś czas temu przedstawiałam Wam Jonasza. Jonasza, który będzie się pojawiał raz na jakiś czas na tym blogu. Znacie Jonasza? ;-) Kto nie zna, pozna go o tu: Kompleks Jonasza, klikać, klikać. ;-)
Przygotowałam osobną zakładkę na blogu, otagowaną "Gościnny cykl Jonasza". Tam będziecie mogli odnaleźć jego wszystkie wpisy.

Dziś jego kolejny tekst.
Zapraszam Was do lektury.

Koniec powinien nastąpić już wtedy? Wtedy jednak nie drażniła, nie była nudna, nie. Nie pomyślałem ja, nie pomyślała ona. Ona nie pomyślała, bo mówiła, że wtedy jeszcze kochała, a przynajmniej tak sądziła, ja nie wiem, nie pamiętam co wtedy myślałem. 

Myślałem pewnie, że kocham, ale dzisiaj już nie pamiętam, bo taką mam pamięć emocjonalną - czasami wydaję mi się, że to była miłość, ale skąd mogę mieć dzisiaj pewność?

Pewność przy dokonywaniu życiowych wyborów chyba nie istnieje, bo jak można przewidzieć przyszłość? Przyszłość sama nie wie, ile będzie trwała, a co dopiero ludzka o niej wiedza. Wiedza ówczesna była żałosna. Żałosna wydawała mi się ona, później już nie - żałowałem. 

Żałowałem ponownego spotkania, bo niepotrzebnie rozbudziło rzeczy minione, a tego cholernie nie chciałem. Chciałem mieć spokój, którego jednak zaskakująco szybko zaznałem. Zaznałem niedogodności chyba przez swoje myśli.

Myśli o własnych słabościach i skali zatracenia w toksycznej miłości. Miłości, która może nie istnieć w ogóle, jak jakiś bóg, jak sens życia i inne tematy na długie jesienne wieczory.
Wieczory nie służą takiej osobie jak ja, przynajmniej nie długie i bez pomysłu. Pomysłu nie mam wtedy na nic, a to prowadzi do tego stanu... Stanu niewyobrażalnie ciężkiego, ta cholera mnie nachodzi. Nachodzi wkurwienie na wspomnienie o jej stylu palenia papierosów.

Papierosów palę za dużo, ale widok damulki papieroskiem, tak się nie trzyma, kurwa mać. Mać moja miała mi za złe nagłe wybuchy agresji. Agresji tak długo tłumionej. Tłumionej chęci bycia z inną też jej nie zapomnę. Zapomnę o jej winach, to jest moja wina.
Wina nie piję, piłem dużo z nią, jednak czuję się winny rozkładu. Rozkładu jazdy, za który dostałem od niej opierdol, bo podobno źle zapamiętałem.

Zapamiętałem wyrzucenie mnie z domu, spieprzonego sylwestra. Sylwestra złośliwie kokietowanego w mojej obecności. Obecności niepotrzebnej, zbędnej, tak często. Często myślę o niej, tęsknię, kurwa, jednak coś straciłem. Straciłem chyba teraz rozum.
Rozum dał ciała przy tej próbie reaktywacji, a może tylko zwykłego spotkania? Spotkania pierwsze były niesamowite, wszystko na początku pachniało majem.

Majem zapomnianym, pochłonął wszystko listopadowy syf. Syf na twarzy, na plecach, zęby krzywe - obawy przed pierwszą randką.
Randką ostatnią ostatniego spotkania nie okrzyknę. Okrzyknę się zwycięzcą, okrzyknę się frajerem. Frajerem byłbym znów walcząc - wmawiam sobie.

Sobie czyń dobrze, kobieto. Kobieto, pamiętasz tego łabędzia na drodze, świecące się ulice? Ulice były tak pociągająco wąskie, chodniki prowadziły w pożądanym kierunku, spotkane osoby trafiały w czas i miejsce, nic nie szkodziło, bo byliśmy my.
My to zło, czy tylko ja, czy tylko Ty? Ty byś, kurwa, wiedziała, wszystko wiedziałaś! Wiedziałaś, jak ja się czułem, kiedy wracałem sam po pamiętnych urodzinach.

Urodzinach lub innych och, ach - te rozbicie przed wizytą w domu Twoich rodziców. Rodziców totalnie mnie rozbijających. Rozbijających rozmów już nie chcę, nie rozmawiam z tobą, pragnę! Pragnę dzisiaj wczoraj, wczoraj jutra.

Jutra nie mogę się doczekać, jestem już wolny! Wolny od pierdół zakutych w uczuciu. Uczuciu gorąca przy Twoim chłodzie (dlaczego?) i chłodu przy Twoim gorącu (dlatego?).

Dlaczego nie ma mnie w Tobie, Twoje brązowe oczy nie błękitnieją na mój widok. Widok Ciebie najważniejszy z ważnych, bo w tamtych dniach wszystko było najważniejsze.

Najważniejsze było kochać się, a coś kazało nawzajem nam się wyjebać. Wyjebać jak zepsuty ser z lodówki. Lodówki pustej. Pustej nocy pustelnia rzuca się każdą ścianą i sufitem na mnie. 


Mnie już nic nie uratuje, nic nie czuję, ciało odrzuca lekarstwa. Lekarstwa z krainy dojrzewających i przekwitających kobiet. Kobiet bez potrzeby bycia dla nich, tylko dla bycia w nich, wzajemnego zatracenia. Zatracenia innego od naszego w miłości.
Miłości, której prawdopodobnie nie było, był seks i seks, kłótnie i kłótnie, wszystko było do pizdy.

Jonasz. 


Podobne wpisy

0 komentarze