źródło : www.photopin.com
Ty.
Kiedy byłaś małą dziewczynką, z pewną taką nieśmiałością
chowałaś się za drzwiami klatki. Uciekałaś, spuszczając głowę w dół. Pokazywałaś
swoje kaprysy. Na coś się gniewałaś. Obrażona szłaś w swoją stronę. Zerkałaś
ukradkiem na inne dzieci zza tych ciężkich, metalowych drzwi.
Ty.
Zawsze chciałaś, mieć to, co inni. Zawsze chciałaś być
czyjąś kopią. Zazwyczaj Ci się to udawało. Stawiałaś na swoim. Jeśli miałaś
odmienne zdanie, mówiłaś krótkie –wyjdź, to koniec.
Chyba często kierowała Tobą zazdrość. Niesłusznie.
Niepotrzebnie. W niczym nie odstawałaś przecież od reszty.
***
Ty. I ona.
Ty z nią ręka w rękę… Krok za krokiem zmierzałyście w
dorosły świat.
We wspólnych marzeniach o księciu z bajki. We wspólnych
marzeniach o białych sukniach. We wszystkich wspólnych marzeniach. Waszych.
Ty.
I Ona.
Nierozłączne. Na zawsze. Tak przecież być miało. Tak być
miało, pamiętasz?
***
A później doszłam ja.
***
Ty.
Pakowałaś swój chudy tyłek do mojego auta. Mościłaś się w
nim zapinając pasy. Ktoś naddawał drogi przyjeżdżając po Ciebie, bo Ty
bezradnie rozkładałaś ręce, z tym charakterystycznym, piskliwym „nie mam jak”.
Butelka z różowym winem brzęczała pod siedzeniem. Latarnie przestawały świecić
a zegar wskazywał dwudziestą drugą trzydzieści.
Wspólne godziny. Wspólne uśmiechy.
Cicha muzyka. I Twój chudy tyłek odwieziony do domu. Twoje
odwieczne trącanie w ramię i raz po raz nieznośne chichotanie. Twoje urojone
wizje świata. Twoja wiara w fikcje, którą brałaś za prawdę. Twoje idealizowanie rzeczywistości, Twoje
poglądy sprzeczne z faktami.
***
Ty.
Byłaś sama.
Więc.
Ktoś zabierał Cię z impetem za łapę i prowadził na imprezę.
Ktoś mówił Ci, że różowy jest chujowy.
Ale Ty.
Ty zabierałaś się z impetem na imprezę, biorąc kogoś innego za
łapę. Nie wierzyłaś, że różowy jest chujowy.
***
Ty .
Singielka. Poznałaś jego. Twoją wyrocznię. Miłość. Szczęście
Twoje. Niepojęte.
Szczebiotałaś jak skowronek.
Wiesz, cieszyłyśmy się razem z Tobą. Ja. I Ona. Naprawdę. Szczerze.
Przyjechałaś w ten sylwestrowy wieczór. To jest…
przedstawiłaś go. Byłaś nieprzytomna z miłości.
Twój. Twój Król. Twój Król, dla którego nie byłaś Królową.
Królową tej nocy. Bo rzygałaś na tarasie. Bo dostawałaś pod nos czerwony barszczyk.
I koc na ramiona. Trzeźwiejąc raz po raz. Pierdoląc trzy po trzy.
Sylwestrowa noc.
Ty.
Stałaś na tych schodach, ukazujących otwarty hol. Stałaś
nieruchomo. Ona pokazywała Ci coś palcem.
Widziałaś to, co chciałaś zobaczyć. Ona pokazywała Tobie
palcem, a Ty mówiłaś, że to nieprawda.
Nie poczułaś goryczy.
Wiesz, to w zasadzie nic nie znaczący incydent. Alkohol.
Procenty. Zabawa.
Tu nie chodziło, o to co się stało. Bo nie stało się nic. I
to nie w tym rzecz.
Tu chodziło o zasadę. Tu chodziło o prawdę.
Ale.
Widziałaś to, co chciałaś zobaczyć. To, co miało być
litrem miodu na Twoje stęsknione serce. Bo Ty chciałaś tego miodu. Chciałaś tej
nadmiernej słodyczy. Zamazałaś, rozmyłaś, wyrzuciłaś to, co niewygodne.
Stworzyłaś swój punkt widzenia. Tupałaś nogą, bo tak było.
Tupałaś nogą, bo Ktoś nie zamazał, nie rozmył, nie wyrzucił
tego co niewygodne.
Tupałaś nogą, nie poparta w swoim zdaniu.
***
Nowy Rok. Wraz ze znikającymi dniami, Ty też znikałaś
powoli. Jak wyrywane kartki z kalendarza, było Ciebie coraz mniej.
Bo Ty się uparłaś. Bo widziałaś tylko to co namazałaś na
tablicy. Bo nie chciałaś wziąć żadnej mokrej gąbki, żeby zmyć to, co
niepotrzebne. Bo chciałaś, przycisnąć tą kredę jeszcze mocniej.
Bo w uszy wkładałaś stopery. Bo nie chciałaś nic słyszeć. Bo
nie chciałaś nic wiedzieć. Bo miałaś swoją teorię.
Bo chciałaś, żebyście byli we dwoje. Bo zawsze Cię uczono,
że troje to już tłum.
***
Przestało być Ciebie coraz mniej. Ty zniknęłaś. Po prostu. Trzasnęłaś drzwiami.
Nie chcę. Ultimatum. Albo. Albo.
***
Zaręczyłaś się. Później strzępki informacji, że wychodzisz
za mąż. Milczałaś.
Minęłaś nas kiedyś na
ulicy. Minęłaś nas na moście, nas dwie, roześmiane z bukietami gerberów w
dłoniach. Akurat szłyśmy na lody. Słoneczny dzień, uliczny chaos, letnie
popołudnie. Ładnie wyglądałaś. Szłaś z mamą, pewnie dopełniałyście
przedślubnych formalności.
Minęłaś nas milcząc.
Wiesz.
To przykre. Bo mogłaś iść tą ulicą z nami.
Albo my z Tobą.
…
Wiesz.
Bo przyjaźń to coś więcej. To coś więcej, niż jeden punkt
widzenia. To coś więcej niż jeden pogląd. To coś więcej niż zgadzanie się w
każdej sytuacji. To coś więcej, niż uleganie. To coś więcej niż zatkane uszy. I
zamknięte oczy. To coś więcej niż popełniony błąd. To coś więcej niż upór. To
coś więcej niż wspólne patrzenie na różnobarwną tęczę. Która traci kolory wraz
z biegiem czasu.
To solidny fundament. To zatrzymany oddech. To zaciśnięcie
zębów. To przemilczenie, jak trzeba. I wykrzyczenie, jak trzeba. To rozmowa. To
zrozumienie. To mocne słowa. I lekkie gesty. To morze łez. I rzeka uśmiechu. To
kilka pędzli i jedna paleta. To mieszanie kolorów na wspólnym płótnie. To
tworzenie różnych wizji. To łączenie ich w jedną całość. To mazanie, kreślenie,
dokładanie. To oprawienie w ramę.
By wziąć kolejne płótno i zacząć od nowa. Tymi samymi
pędzlami.
***
Może kiedyś…
Wyciągniesz rękę.
Albo odpowiesz na tą wyciągniętą. Na dwie. Lub cztery. Na
cztery ręce. Może kiedyś, pomachasz nam na ulicy, jak będziemy szły na wielkie
lody. Może kiedyś, pójdziesz tam z nami. Może opowiesz nam o swoim ślubie. Może
pod siedzeniem w aucie znów zabrzęczy butelka z różowym winem. Może znów
będziesz nieznośnie chichotać. Może podzielisz się swoim szczęściem. Może
zechcesz posłuchać o naszym.
Może po prostu,
zechcesz posłuchać…
Może…
Bo wiesz.
10 komentarze
"To mieszanie kolorów na wspólnym płótnie" <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoją zabawę słowami!
Małgosiu <3
UsuńThis is what makes us girls
OdpowiedzUsuńWe don't stick together cause we put love first
Lana Del Rey
chyba nie trzeba więcej dodawać:)
Zdecydowanie! ;-)
UsuńJa tez lubie Twoja zabawe slowami pozdrawiam serdecznie beata
OdpowiedzUsuńDziękuję Beatko, pozdrawiam! ;-)
Usuńa ja widzę w tym wszystkim siebie jakieś 15 lat temu...
OdpowiedzUsuńA może napiszesz o tym u siebie...? ;-)
UsuńUwielbiam ten blog!
OdpowiedzUsuń<3
Usuń