Duża, szklana witryna. Szyby z odciśniętymi palcami i namalowanymi kwiatami. Taką farbą do szkła. To maki chyba. Kiedyś był tu społemowski sklep. Podest z barierką, niewielkie stoły w kolorze mahoniowym. Przyniszczona już bejca. Mała cukierniczka. Chwyta ją w dłonie i nerwowo nią potrząsa. Stuka, uderza o blat. Coś tu jest, chyba jakaś rzęsa, mówi. Mrużę oczy bo słońce świeci mi prosto w twarz. Mówi szybko, dużo, chaotycznie. Siedzimy we dwie. Mówi głośno, jak zawsze zresztą. Oglądam się przez ramię, czy na pewno nikt nas nie słyszy. Bezpieczna odległość od innych stolików. I innych ludzi Zajętych swoimi sprawami. Wyciąga waflową rurkę z moich lodów, macza w bitej śmietanie, przenosi nad ręką do swoich ust. Bawi mnie to strasznie, ona taka już jest. Rozpędza się i wyhamowuje. Bo to były złe decyzje. No złe były, no naprawdę. Mogły być inne. Nie, w sumie nie były złe. Ale mogły być inne, sama wiesz. No wiesz? Patrzy pytająco. Tak, wiem, sama tak chciałam. Ale teraz jest inaczej. Ty mnie rozumiesz prawda? Nikt inny nas nie zrozumie, Ty wiesz? Wiem. Ja wiem.
4 komentarze
Czy te cudowne pocztówki z życia przysyła tu Joanna?
OdpowiedzUsuńJeśli pytasz o fotografie to tak, ja Joanna jestem autorką ;)
UsuńFotografie też są piękne, ale pytałam o teksty :)
UsuńTo teraz wypowiadam się ja, Magdalena ;-) ;-) ;-) - to ja jestem autorką wszystkich tekstów ;-) Joanny wprawna ręka upiększa te wpisy fotografią;-)
OdpowiedzUsuń