Siedzę na progu balkonu na ósmym piętrze.
Przez
pryzmat zwykłych (już) dni, wiercąc
łyżeczką dziurę w arbuzie i plując pestkami, patrzę
przed siebie i
znów, znów
nie wiedzieć czemu, myślami
jestem w Turcji…
Walizka,
Jezu jaka ciężka, ile? 19,8kg? Wiadomo jak co roku…
Żelazko?
Nie, nie schowam Ci musisz zmieścić.
I
co da się?
No
da.
Jeszcze
bułki, no prosiłam!
Idę
sama!!!
No
dzwonią, mówiłam szybciej!! Tak jesteśmy na szlaku już. No jesteśmy, mówię
przecież!
Jezu,
dobra, przecież już paszporty macie?
Metkę
schowaj,wystaje Ci.
Co
chcesz Gracjanku? Tik taka? No masz ciocia Ci da.
Co
Ty masz z tym telefonem, co Ty się tak śmiejesz?
A
idź Magdalena.
Idziemy,
gdzie oni znów są???
Tik
taka? Masz proszę.
No
już chwileczkę musisz poczekać bo Pani prosi paszporty zobacz.
Prosimy
o miejsca obok siebie.
Jesteśmy
rozstrzeleni jak się da, mało co, a Gracjan by siedział sam.
One
trzy i ich troje.
Czworo,
w końcu Gracjan to już kawał chłopa.
Jedziemy
cztery godziny do hotelu zamiast dwóch bo kierowca nie zna drogi.
Zmieniamy
pokój trzy razy bo chcemy mieć obok siebie.
Wyszło
jak z miejscami w samolocie.
Gin
ze spritem wybawcą naszym, jeden, drugi, trzeci... piąty łyk.
Ciemno…
nie podoba mi się tu, mnie też nie.
Depresja
poprzyjazdowa, jak co roku.
Jezu
jak pięknie!
Zawsze
wiedziałam, że dzień jest mądrzejszy od nocy.
My
trzy.
Ja
z książką. Joanatan i Andrea. Nielegalne związki. Ukradkowe spotkania w
Brukselskich kościołach. Romans, ze wszystkimi aspektami. Przepadłam.
Joanna
z aparatem. Załóż na szyję, bo znów utopisz!!!
Daga
z wiaderkiem i łopatką w ręce. Gdzie on znów jest?
My
trzy.
Na
brzegu morza, siedzimy i dyskutujemy, kopiemy nogą falę.
Śmiejemy
się. I jest też poważnie.
Szybkie
stop klatki.
Zapisać,
zapamiętać. Utrwalić. Niech zostaną.
Patrzę
na miasto z perspektywy ósmego piętra.
I
ten obrazek, taki przenikający.
Jak
bym to tylko obserwowała, jak by mnie tam nie było.
A
przecież byłyśmy dopiero co.
Chwile
ulotne.
W
radiu muzyka…
Halo
tu ziemia.
Jest
dobrze. Jest bardzo dobrze. Mogłyśmy wyjechać na wakacje kolejny rok.
Ja
się cieszę. Najnormalniej.
Że
byłyśmy.
Wróciłyśmy.
Że
folder zdjęć mamy, oglądanych a ty widzisz? Patrz widziałaś to? Jezu
faktycznie, nie zauważyłam.
Mamy
walizkę wspomnień.
Smak
ginu ze spritem.
Szum
morza w uszach.
Opaleniznę
i skórę schodzącą z pleców i ramion.
Porysowane
okulary i zniszczony strój kąpielowy.
I
nadzieję, że za rok też się uda.
Pojechać.